Spowiedź matki na Nowy Rok…..
Czuję się trochę jak człowiek, który drugiego stycznia kupuje bilet na siłkę....(co roku się tak czuję )
Co roku przypominam sobie o blogu pisząc list do Nowego Roku.....
i co roku mam milion myśli, które warto wyklikać......
a potem wciąga mnie życie i zapominam pisać......
W tym roku faktycznie poważna zmiana pojawiła się akurat w okresie zmiany daty w roczniku (ale było to raczej niezamierzone)
Odstawiłam Mariannę od cyca.....
To temat, o którym nie koniecznie lubię się wypowiadać......
ponieważ dla mnie w karmieniu dziecka nie ma żadnej wyższej emocji......żadnego stanu uniesienia.....wyjątkowości etc
podobnie jak w okresie ciąży (żaden to stan błogosławiony dla mnie nie był.....raczej męka pańska i czekanie, którego nienawidzę )
i może się to wydawać dziwne, że skoro karmienie nie jest dla mnie niczym wyjątkowym i błogosławionym to czemu do licha oboje karmiłam tak długo?
Ponieważ podjęłam się obowiązku zapewnienia moim dzieciom maksimum dobra i tego czego potrzebują....
Mam jedną, na życie podłą cechę, która w macierzyństwie jest błogosławieństwem....
skrajny autorytet wewnętrzny, a co za tym idzie nie przeczytałam żadnego poradnika, tak jak i nie słucham żadnych rad (jest to dość niefajna przypadłość na życie, bo każdą radę czy chęć pomocy moja natura każe mi traktować jako atak....jest to ciągła walka wewnętrzna między moim Ja, a chęcią rozumienia tej drugiej osoby....walka niełatwa i nierówna) ale w macierzyństwie to cecha niezastąpiona...
jest takie powiedzenie matka wie najlepiej.....
jak Antek był mały miałam założenie posiadania tylko jednego dziecka i w jego wychowanie postanowiłam włożyć całą energię.... sytuacja życiowa poukładała się nam tak, że gdy Antoni był mały wychowywaliśmy go wspólnie absolutnie wszystko robiliśmy razem, na zmianę ( więc pomocy z zewnątrz nie potrzebowaliśmy szczególnie dużo..... choć wiadomo, że w razie potrzeby taka pomoc by była )
i gdy tak sobie tego Antka wychowywaliśmy przenieśliśmy się w góry i gdy Antek miał 2 lata i 7 miesięcy poczułam, że już w końcu dość ...pamiętam, że siadłam na łóżku i powiedziała: Antonku już chyba koniec cyca co?
Na co Antonek powiedział tylko: OK
i nigdy więcej o cyca nie zapytał.....
i gdy już byłam szczęśliwa, że wróci mi normalny sen....koniec budzenia się w nocy itd itp okazało się, że czeka mnie powtórka
ale czy na pewno powtórka? ;-)
Druga ciąża była na pewno mniej uciążliwa, bo już wiedziałam na co czekać.....
poród bajka (choć cała okołoporodowa historia to dopiero opowieść :D ale nie na dziś )
z perspektywy oddałabym wszystko za układ hormonów w tamtym czasie, nigdy przed ciążą z Marianną nie byłam tak spokojna i pewnie już nigdy nie będę .......
Marianna się urodziła i zaczął się kompletnie inny czas....
Boguś zaczął wyjazdy do Warszawy, a Ja w pełni świadomie wzięłam wychowywanie dwóch małych istóp na siebie......często, jak większość wie jestem po prostu Ja i dzieci
ale
jak mówię jest to świadoma decyzja i komfort dla mnie absolutny, że mam tak poukładane życie, że mogłam....
od urodzenia Mani właściwie do dziś nie spędziłam ani jednej doby w całości bez niej...
Powtórzę to mój komfort i wybór......
ostatnie miesiące były już o tyle ciężkie, że od ciąży z Antkiem od której mija powoli 7 lat mój organizm oduczył się spać..,.nawet jak dziecko w nocy potrzebuje cyca, to ono potrafi jeść właściwie śpiąc,
ja od urodzenia chyba mam problem ze spaniem, zawsze miałam płytki sen, co wiąże się z moim słuchem absolutnym.....
w czasie karmienia częste wybudzanie się było koszmarem i mimo, że nauczyłam się zasypać bardzo wcześnie, żeby zaliczyć tą najważniejszą fazę snu do północy....,
to poziom frustracji i zniecierpliwienia zaczął brać górę nade mną i wiedziałam podświadomie, że już czas, ale piekielnie się bałam, bo Mania w ostatnich miesiącach wykazywała wręcz uzależnienie od cyca i przerażał mnie fakt powiedzenia jej dość....,
ale :-)
po coś uczyłam się te 30 lat i co?
No jak trudna decyzja to Kaizen, byłam przekonana, że będę kroczyć tymi małymi krokami z miesiąc......odstawienie Mani natomiast zajęło mi tydzień ......
Niby czytałam jej sygnały ale bez wiary
i nagle ona też okazała spokój, odpuściła i zaczęła nagle spać całe noce..... widać ją już też to frustrowało
Jednym słowem brawo My!
Teraz zistało mi nauczyć się spać od nowa ( to chyba moje noworoczne postanowienie )
ale powoli czuję, że odzyskuje spokój
Czy łatwo tak często samemu wychowywać ?
( żeby nie było mąż mi pomaga jak może, ale sytuacja jest taka jaka jest, czasem trzeba podzielić obowiązki inaczej niż widzą to feministki ;-))
Czasem ogarnia mnie śmiech jak czytam, że musi być taki a nie inny podział
Ja mam akurat porównanie, bo pierwsze dziecko jak już pisałam wychowywaliśmy razem w mieszkanku, w mieście, z dziadkami w razie w pod ręką .....
drugie w zupełnie innych warunkach
Nie odziedziczyliśmy działki, domu.... trzeba było wszystko samemu ogaranać.... czasem mam oczywiście frustrację, że nie pracuje tyle ile może bym chciała, nie mam tyle "swoich " pieniędzy ile bym chciała, ale wiem, że nie jestem na utrzymaniu męża, bo w utrzymanie naszego małego raju na ziemii oboje wkładamy tyle samo energii, po prostu chwilowo mamy tzw klasyczny podział ról
Cieszę się na prawdę każdą chwilą, bo wiem, że nie wszystkie mamy mają taki komfort jak ja, która mogę pamiętać każdą chwile z początku życia moich dzieci....
w tym roku Antek pójdzie do szkoły
Mania do przedszkola i wszystko ulegnie powolnej zmianie ....oboje odetną pępowinę już na amen....
obiecałam sobie, że będą samodzielni, bo każdy człowiek może przeżyć tylko swoje życie
Wychodzę sobie z mojej roli matki na pełny etat powolutku....
Oczywiście że czasem nie mam siły, oczywiście, że czasem krzyczę z bezsilności
ale dałam z siebie wszystko
było mi o tle łatwo, że około 30 powiedziałam sobie ok nie będę miała rodziny
jestem (wtedy byłam ) super ciocią może taka jest moja rola....
pracowałam z dziećmi, kochałam je i one mnie czułam się absolutnie spełniona......
Ba! w 34 urodziny pogodziłam się nawet z tym, że będę starą panną z kotem..... wyrzuciłam ze swojego życia toksyny.... i nawet nie chodzi o człowieka, tylko o myśli i uczucia, które blokowały moją drogę
Mój psychologiczny boksik otwarł się jakoś w tamtym czasie i jak puzzle ułożyłam w głowie wszystkie przyczyny braku szczęśliwego związku w moim życiu....
przez 34 lata uczyłam się.....próbowałam odnajdywać się w różnych zawodach i wiem, że no jestem z tzw powołania pedagogiem..... czuję to całą sobą i mój introwertyczny umysł ucząc czuję się jak owinięty w ciepły kocyk
przez te lata szukałam miejsca na ziemii
pomieszkałam w UK gdzie siedząc na farmie wielości całego Tynioka gdzie była minimalna ilość bodźców i ludzi zamarzyłam i wycelowałam ;-) że do 40 będą mieć dom na wsi.
Już tu o tym kiedyś pisałam, że nie sądziłam, że w pakiecie z rodziną :-)
ale pamiętam, że w 2015 zaczął wiać dziwny wiatr zmian....los stawiał na mojej drodze niesamowitych ludzi i mimo, że dziś idziemy osobnymi drogami mam ich w sercu myślę o nich, bo bez nich nie byłabym tutaj gdzie jestem.....
Już pisałam tutaj o tym, że jak dostałam ten mój dom nawsi.... tą
moją metaforyczną łąkę ( i nie tylko metaforyczną) to nagle przestałam marzyć, a co za tym idzie mieć cele
W zeszłym roku wychodzą z trybu matka ( nie Karina) Marzenko- cele zaczęły wracać
Rombło mnie nimi solidnie w grudniu i w końcu Ja Karina (nie tylko matka) wiem dokąd zmierzam
taka oto moje spowiedź na początek roku.....
Dodaj komentarz