• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

mieć znaczy być…..

czy pamiętasz jeszcze mnie dziewczynę z rzeką w tle ;-) wracam... tak brzmiało motto mojego poprzedniego bloga "rzeko, która niesiesz mnie powiedz ile jeszcze razy zmienisz bieg" Anita Lipnicka towarzyszy mi wciąż o czym teraz? o tym co jest….

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Meldunek z domku na skraju lasu…..

 

 

To moja 3 zima w górach i w tym roku ludzie przestali przysyłać słynny filmik „Domek w Karkonoszach” :-D

 

Dodam, że zawsze mnie bawił do łez, ale nigdy nie utożsamiałam go z moim życiem tutaj 

 

Dlaczego?

 

Po pierwsze mam bramę na wprost drogi więc nie ma wojny z pługowym o zasypywanie wjazdu ;-) 

wręcz przeciwnie pług nawraca u nas więc zazwyczaj pomaga w odśnieżaniu (trzeba nam załatwić jeszcze sprawę sypania górek…..tego ciągle nie rozumiemy posypali by górki i był by sztos, a tak bywa różnie) 

 

pochwalę się ostatnio po białym zjechałam z naszych super fantastycznych górek małej zaraz przed nami, a nie jedno auto już z niej spadło i dużej dojazdowej, na której jako pasażer zdarzyło mi się kręcić piruety no i nie ufam jej nooo

 

ale dziarsko zabrałam się na przedszkole, gdy zjeżdżałam z tej większej okazało się że jest ślisko ( a w drodze dalej mam jeszcze jeden stromy zjazd i jeden podjazd, czasem obserwuję zimowe hardkory na nim przez lornetkę…..uczę się :D )

 

było ślisko….mgła…więc zawróciłam, co wiązało się z wjechaniem na nasze dwie górki (wciąż nie rozumiem napędu 4x4 czemu działa tylko do prędkości 40 km/h ale działa więc w metodzie małych kroków jestem już o krok dalej….

 

Czego się boję?

 

Gdy jadę autem świadczy to o tym, że Boguś jest w stolycy, a ja jestem sama w domu z dziećmi….więc na 100% w aucie są ze mną dzieci lub jedno dziecko…..

 

gdyby to było 20 lat temu (wspominając moje trasy Rybnik-Ornotnowice-Rybnik maluchem z luzem na kierownicy i wielosezonowych oponach zimą ( a wtedy były zimy!!!) pewnie i tutaj bym jeździła, ale z wiekiem i macierzyństwem, mam włączone takie dodatkowe zabezpieczenie pod tytułem: jak nie musisz nie ryzykuj…..

 

aaaa i jeszcze są dwa aspekty tego czego się boję:

 

gdy jest mało śniegu i nie ma śniegowych band auto może zostać ściągnięte gdzieś na łąki wcześniej czy później się zatrzyma ;-) ale zawsze jest to jakieś ryzyko, że ja i dzieci zesramy się ze strachu ;-) i po co nam to

    nie włączam absolutnie wyobraźni jak to dachuję…lecę w przepaść nie nie

    znam jako trener tyle metod radzenia sobie z fobiami i stresami, że takie podejście byłoby z mojej strony nie profesjonalne ;-) oboje z mężem nie jesteśmy życiowym kozakami szukającymi adrenaliny dlatego wolę się bać niż ryzykować tak mam……

 

gdy jest dużo śniegu i jedzie się dosłownie w tunelu utworzonym przez pług 

    wtedy boję się spotkania z innym autem, w górach w zimie jest zupełnie odwrotna sytuacja niż w  lecie…….w lecie puszczamy tego kto jedzie do góry (puszczamy bo mamy tutaj wąskie drogi takie na jedno auto…..są zatoczki jak je się zna i wie się gdzie są trzeba patrzeć daleko do przodu czy jedzie ktoś z naprzeciwka i ramach możliwości zjechać na bok, gdy ma się dobre auto i zna się teren czasami można minąć się skrawiek łąki;-)) …….w zimie puszcza się tego kto jedzie w dół, bo po prostu może nie zahamować ;-) i tutaj jest mój problem że czasami trzeba się daleko cofać i szukać wjazdu do posesji, ja bym to pewnie robiła w stresie i nieudolnie…..jest również ryzyko, że auto innego kierowcy wjedzie w nas gdy je zacznie z góry ściągać……

ale z roku na rok przyzwyczajam się coraz bardziej…..

na początku zresztą nawet w lecie się bałam, do momentu gdy nie wsiadłam za kółko i okazało się, że nie ma czego ( w zimie to oczywiście nie takie proste, ale pewnie w końcu dam radę)

 

Mam czasem wyrzuty sumienia, że Antonek zamiast w przedszkolu siedzi w domu, ale z drugiej strony wiem, że jeszcze się nachodzi do przedszkola i skoro jest taki komfort, że możemy zostać to właściwie nie ma powodu do stresu…..

 

 

 

 

Po drugie 

 

sytuacja z „Domku w Karkonoszach” tyczy się ludzi, którzy nigdy nie mieszkali w takich warunkach i zanim się z nimi zapoznają decydują się na dom…..

 

Ja od zawsze wolałam wieś….od przedszkola jedną z największych radości mojego życia były wyjazdy do rodziny na wieś….

później czas spędzany w Stodołach….szczególnie nocki ( i te ciągłe pytania; ty się nie boisz?)

 

tutaj też pytają, nawet sąsiadki, które się tutaj wychowały pytają

 

a ja się bardziej boję ludzi w mieście….po naszym osiedlu chodziło coraz więcej zaprawionych dopalaczami itp 

 

ale co najważniejsze!!! spędziłam 5 miesięcy na an(g)ielskiej farmie z dala od ludzi i miast i tam upewniłam się, że na 100% to mój świat…..

 

mój, bo nie każdy ludzi taką izolację…..

choć logicznie myśląc to gdybym miała ochotę na teatr, kino itp. to pewnie w aucie do Cieszyna czy Żywca spędziłabym tyle samo co mieszkaniec dużego miasta stojący dzień w dzień w korku…..

 

ale ja chwilowo nie mam za dużo miejskich potrzeb gdy drogi są czarne pomykam na Rybnik…..potrenować, poodwiedzać moje miejsca: sklep z kawą pani Beatki, księgarnię Janka…..

 

Dlaczego izolacja mi nie przeszkadza? 

Mam komfort wolnego życia, bo zrezygnowałam z życia zawodowego by być mamą (chwilowo oczywiście ;-)) ale to był mój 100% wybór, gdy urodziłam Antka warunek bycia rodzicem był taki, że Ja nim będę na pełny etat (a przy Antku udało się tak, że była dłuższa chwila, że byliśmy przy nim w dwójkę :-) ale no ktoś musi kasę trzepać na to wszystko ;-) więc chwilowo mamy bardzo typowy podział ról (jakże krytykowany przez wielu hehehehe) ale grunt, żeby wszystkim taki układ pasował…..

 

Owszem myślałam, że po 4 latach bycia „na wyłączność Antonka” w tym roku zluzuję szpony i będę podbijać świat już nie tylko jako mama, ale przybyła Marianka i dzień świstaka od nowa ;D

 

Chyba pandemia pomaga, bo w ogóle mi nie żal tej izolacji ;-) 

 

Łatwiej mi też dlatego, że późno zostałam żoną i mamą…..

Ja już miałam czas dla siebie….

Jakieś 15 lat żyłam sobie sama dla siebie…beztrosko….bez zobowiązań….

Trochę podróżowałam……trochę imprezowałam (choć ja zawsze byłam domatorką z powołaniem na panią domu) ….spałam do południa…..spędzałam całe dnie na kanapie……rozwijałam się….uczyłam….to już było…….

 

z Bogusiem gdy się poznaliśmy przez pierwszy rok codziennie właściwie podbijaliśmy świat (głównie Śląsk ale był też i Bałtyk i nasze kochane Włochy…..) teraz ja się zakotwiczyłam i dobrze mi

 

chyba będę mieć problem w drugą stronę, wrócić do czegoś po za prowadzeniem domu i dziećmi….na razie nawet mi się nie chce….ale jak to u mnie zostawiam to losowi….i samo się dzieje co się ma dziać….

 

 

Wracając do zimy w górach…..to dwie przeżyłam tutaj nie zjeżdżając właściwie wg na doły…..w tym roku jest podobnie…..mąż uzupełnia zapasy….na szczęście ma tą cechę od zawsze, czego ja kompletnie nie rozumiałam w Rybniku, tutaj bardzo doceniłam…..

i przetwory od rodziny też doceniłam ;)

 

i tak sobie żyję na skraju mojego lasu….cieszę się każdym dniem……doceniam…..

nic tutaj nie jest idealnie……jest tak jak ma być….

 

 

 

 

 

 

21 stycznia 2022   Dodaj komentarz
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz

Karinamarcol-legierska | Blogi