Dary losu
Na pewno słyszeliście kiedyś, że każdy z nas ma talent.....
Talent(Y)....powołanie.....dar......
Rodzimy się z pewnymi predyspozycjami....
Jak sobie to wyobrażam?
Gdy przychodzi czas pojawienia się człowieka na świecie, gdzieś tam w nieznanej i niezrozumiałej nam odchłani......
Niech każdy widzi to jak chce
Pojawia się ktoś, kto stoi z białą kartką w ręce,
przegląda naszą pamięc genetyczną,
sprawdza warunki w jakich przyjdzie nam żyć
i przydziala nam owe talenty (na pewno nie jeden ;-))
Rodzimy się jakoś tam genetycznie skonstruowani łączy się z tym dusza.......
a dalej......
no najporściej byłoby przyjść na Świat z tą zapisaną talentami kartką w ręcę ;-)
niestety tak nie jest i historia pokazuje, że rodzice często z góry przypisują nam talenty właśne,
po które sami z różnych powodów nie sięgnęli, lub chcą z nas robić własne kopie,
ale to temat na oddzielne przemyśłiwania :-)
Od zawsze wiem, że urodziłąm się z talantem uczenia ludzi - ten staram się rozwijać
Znam też talent do pracy ze zwierzętami, rozumiem je poniekąd.....
Mam też dar słuchu absolutnego.....zaniedbany, odłożony w kąt.....kupiłam nawet pianino by go rozwijać,
na razie sobie czeka ;-)
Inne może mam ale jakoś po nie chyba nie sięgam.......
Czy dany talent rozwiniemy, nie do końca zależy od nas.....choć obserwując ludzi przez te wszystkie lata,
mam wrażenie, że każdego jego talent w końcu dopadnie, stanie z nim w oko w oko i powie jestem :-)
najbardziej lubię słynne "za późno " ;-) wielu tak tłumaczy, dlaczego nie robią tego co im dusza podpowiada.....
nie nigdy na nic nie jest za późno póki świadomie stąpasz po Ziemi!!!
Jak czytam czasem opinie 20sto 30sto latków, że na coś dla nich jest za późno to jak już chyba pisałam jestem tym przerażona, bo mam wrażenie, że życie co parę lat zaczyna się dla nas po trochu od nowa.....i warto wtedy otworzyć głowę na to NOWE.....
Mam predyspozycję i niestety wór przekonań, które zazwyczaj zakrzywiają nam rzeczywistość....
Jeśli uderzamy w nowe relacje nie ma znaczenia czy zawodowe, czy prywatne przychodzi nam się zazwyczaj dopasować do ludzi, na których trafiamy....
i oto subiektywny obraz mojago Ja w dziedzinie ;-) w takich sytuacjach.....mogę to tylko przedstawić ze swojego punktu widzenia, bo to jedyny który w pełni znam i chyba coraz lepiej rozumiem :-)
Otóż jestem zadaniowcem......
Gdy zaczynam nową współpracę.....wystarczy powiedzieć mi czego się ode mnie wymaga i jeśli potrafię W TO co mam robić, to po prostu robię......chowam pewne swoje (tym, którzy czytają znane już) cechy gdzieś z tyłu głowy.....
Idę łatwo na kompromisy, chętnie (tak Ja!!!) słucham rad ludzi, którzy w danem miejscu są już jakiś czas.....
NIGDY!!!! ale to NIGDY!!!! się nie wychylam......czasem bardzo na tym tracę, bo wiem, że daną rzecz można zrobić np. lepiej, inaczej,
ale z tyłu głowy mam, że nie na tym polega moje zadanie.....
Czego nigdy nie mogłabym robić?
Zarządzać ludzim.....
To byłaby dla mnie kara Boska, dla tych ludzi pewnie też ;-)
i gdy nad tym myślałam pojawił się z tyłu głowy głos hola hola jak ktoś kto jest nauczycielem, trenerem ma niby nie umieć zarządać?
Otóż tak to Ja :-)
Ja nigdy nie uczyłam i nigdy nie trenowałam zarządzając.....zdażało się, że czymś kierowałam,
ale tylko pod warunkiem, że ktoś dał mi takie zadanie.....
Nigdy nie wchodziłam do klasy jako ktoś lepszy od uczniów, bo Ja wiem, a wy nie.....zawsze myślałam, że Ja wiem to czego się po prostu nauczyłam, odobie jak oni, a że mają krótszy staż w tej materii, nie czyni niższymi w hierarchi wiedzy ode mnie......dziś pewnie każdy z moich uczniów jest specjalistą w czymś, w czym kładzie mnie na głowę :-)
Zawsze takie było moje podejście miałam zadanie - nauczyć i zawsze czułam wielką presję, długo nie mogłam ogarnąć tego, że ja robię tyle ile potrafię, a to w rękach uczniów jest to czy się tego nauczą, miałam wrażenie, że za to czy się nauczą w 100% odpowiadam Ja (zresztą do dziś tak mam - mój mózg miał zadanie nauczyć i rozumie to dosłownie bardzo ;-))
Pamiętam swój pierwszy rocznik.....uczniów, którzy chodzili do mnie na korepetycje przedmaturalne......dzień ich matury, był najbardziej stresującym dniem w moim życiu.....
Miałam wrażenie, że za wynik ich matur odpowiadam wyłącznie Ja.....istny koszmar w moich myślach,
ani na własnej maturze, ani na żadnych później egnaminach nie stresowałam się tak jak wtedy, w kolejnych latach było już trochę lepiej ;-)
ale moja zadaniowość zawsze wyłaziła na wierzch......
W jeździectwie nigdy nie przychodziłam na trening z nastawianiem, Ja to umiem zrobić zobacz........Ja jestem super, a ty no na razie szału nie ma, ale jak potrenujesz ze mną Mistrzostwa twoje ;-) raczej zawsze mawiam czas czas czas praca praca praca i wiadro pokory i wyrozumiałości dla wszystkich nas ;-)
Tutaj znowy mam to, że moim zadaniem jest nauczyć człowieka na koniu, lepiej rozumieć tego konia i odwrotnie jak się dogadają będzie magia :-)
Kiedyś gdy jeszcze wsiadałam na konie i umiałam zrobić prawie z każdym koniem czary mary z góry ;-) byli tacy, którzy potem prosili wsiądź i pokaż mu to ;-) zawsze do dziś tłumaczę, że koń głupi nie jest wie kto na nim siedzi, mogę wsiąść coś pkazać, coś sobie sprawdzić z góry, ale pary z nich z góry nie zrobię :-)
Często przez to moje podejście sama siebie stawiałam w roli takiej mniej ważnej, gorszej (tak można by na to spojrzeć)
często w nowej pracy myślałam: kurcze można by to było zrobić lepiej, inaczej, ale zaraz potem gdzieś usadzało mnie to moje: to nie jest twoje zadania, może za jakiś czas......i on nigdy nie nadchodził...
Czy żałowałam czasem, że nie mam w sobie tej przebojowości na początku?
Nie wiem.....
Wiele razy zdażało mi się przez to wątpić w siecie, myślałam kurcze jak to jest umiem w TO, jestem w TYM super, przychodzi X nie umie tego nauczyć tak jak Ja, nie rozumie tego, ale to on jest tym TOP.....przychodzi puści bajerę, roztoczy w okół aureolę szefa sekty i wszyscy za nim lecą......mimo, że na dłuższą metę to nie będzie funkcjonować....
Czemu Ja tak nie umiem?
Tak miałam tak....
Długo myślałam, że nie jestem asertywna.....gdy powiedziałąm to siostrze i szwagrowi oboje kategorycznie, bez zastanowienie uznali, że ajk to Ja nie asertywna?
Chyba wtedy zrozumiałam, że nie o asertywność tutaj chodzi, a o talenty nauczanyciela i zadaniowca.....
Tak uważam, że zadaniowcy powinni uczyć, bo nawiązują lepszą, opartą na innych założeniach relację z uczniami,
a zarządzający powinni być szefami/dyretorami kimś, kto właśnie emanuje taką energią szefa sekty ;-)
żebyś Ty jako jako nauczyciel czerpał tą energę do swoich zadań ;-)
Dziękuję Bogu za moje talenty te znane mi i te jeszcze nie odkryte.........
Dodaj komentarz